Moje Jabłuszko vs newsletter
I oto pojawił się 2 numer Mojego Jabłuszka w sieci. Nie będę tu opisywał jak bardzo mi nie odpowiada konieczność podania swojego adresu email po raz kolejny do celów spamowych. Mam zamiar się wypowiedzieć nt. samego newslettera.
Tak jak w zeszłym miesiącu link został przesłany pocztą elektroniczną. Nie ma problemu. Jeżeli mają zbyt słaby content w samym czasopiśmie i chcą zdobyć więcej środków przez wysyłanie spamu – niech będzie, przynajmniej na razie. Jeżeli jednak chcą już wykorzystywać email jako sposób na wysyłanie wiadomości, to niech przynajmniej ma to sens i działa jak należy.
W dniu dzisiejszym otrzymałem cztery (!) wiadomości zawierające dokładnie to samo – przeprosiny z powodu długiego oczekiwania na numer, wstępniaczka i linku do pobrania numeru. I w tym miejscu warto zaznaczyć, że link do pobierania numeru nie różni się zbytnio od tego jaki był w zeszłym miesiącu…
http://www2.mojejabluszko.pl/download.php?f=MJ{RRRRMM}.pdf
I tylko po to by raz w miesiącu dostać wiadomość ze zmienioną datą w linku, to chyba lekka przesada… Ludzie zapisani do newslettera powinni dostać coś w zamian za zgodę na otrzymywanie spamu. I nie można tu nawet zaliczyć tego, że informacja jest wcześniej u użytkowników, bo nie jest. Pierwsza wiadomość pojawiła u mnie o 14:49. Appleblog podało tą informację już o 13:59 powołując się na blog Przemysława Pająka, który opublikował notkę o 13:56. A kiedy pojawiła się informacja na stronie MJ? Nie pojawiła się aż do teraz. I raczej nie prędko się pojawi, gdyż strona jest nie dostępna – cytując: “Przepraszamy. Trwają prace nad stroną WWW. Zapraszamy wkrótce. Zespół Mojego Jabłuszka”. Milutko.
Chciałbym dożyć czasów w których będę mógł sobie zamówić prenumeratę drukowanej wersji z wysyłką do domu i nie będę musiał się przejmować koniecznością podawania adresu do wysyłki spamu, tylko raz w miesiącu (najlepiej w stałej jego części – np. w ostatnich kilku dniach miesiąca) dostanę do domciu jeszcze ciepłą gazetę prosto z drukarni… bez zbędnych ulotek…
Nie ukrywam, że bardzo mi się podoba ta gazeta, ale redaktorzy (naczelni) mogli by się nieco postarać o utrzymanie jej na wysokim poziomie nie tylko merytorycznym, ale także na wysokim poziomie jeżeli chodzi o poszanowanie czytelnika – czyli osoby dzięki której istnieją.
„Ludzie zapisani do newslettera powinni dostać coś w zamian za zgodę na otrzymywanie spamu”
Hmm, a o łączu do prezentu dla subskrybentów nie wspominasz przypadkiem czy dla większego dramatyzmu?
PS. Żeby skomentować Twój wpis *musiałem* zostawić swój adres e-mail. Hmm…
Co do zostawiania adresów – to jest prywatny blog, a nie oficjalna strona czasopisma. Ja na tym blogu nie zarabiam (ostatnio wręcz przeciwnie), a MJ zarabia na reklamach jakie umieszcza.
Prezent dla subskrybentów? Link do pliku MP3?
“File does not exist. Make sure you specified correct file name.”
Przyznam, że pominąłem marudzenie na ten temat. Nikt nie pisał o bonusach, to nie muszą działać 😉
By było lepiej, gdy ostatnio próbowałem zobaczyć jak wygląda wiadomość na stronie (“Masz problemy z przeczytaniem tego e-maila? Zobacz go na naszej stronie.”), bo w MobileMe nie prezentuje się najlepiej, to dostałem komunikat o braku mojego adresu w bazie. Obecnie pod wspomnianym linkiem pojawia się pusta strona.
Nie ukrywam, że Moje Jabłuszko jako gazeta bardzo mi się podoba i uważam ją za wartościową, aczkolwiek uważam też, że przydało by się, by redakcja przemyślała jeszcze raz skuteczność i korzyści płynące z rozwiązania jakie zastosowali do jej dystrybucji.
Czy Twoja strona jest prywatna, firmowa, czy jakakolwiek inna, czy zarabiasz na niej, czy do niej dokładasz, to wszystko bez znaczenia. Liczy się fakt istnienia wymiany adresu e-mail na jakąś usługę. Bo tak jak my, Twoim zdaniem, chcemy używać adresów e-mail do celów spamowych, tak też Ty możesz robić to samo, prawda?
Mogę. Fakt. Krytykując zwracaj uwagę najpierw na siebie, czy nie robisz tak samo… zatem wyłączyłem konieczność podawania adresów email. Można teraz komentować bez ich podawania jednocześnie tracąc jedyną rzecz dla jakiej były wymagane – avatary.
HeHe 😉 Może MJ pójdzie w moje ślady?