Linux – seria sukcesów zakończona porażką…
Po raz kolejny podjąłem próbę zainstalowania Gentoo na moim blaszaku… Wszystko szło dobrze, ale niestety jak za każdym razem do czasu…
Ja chyba po prostu nie mogę mieć na swoim komputerze Linuksa. Instalacja Gentoo zajęła mi wyjątkowo nie wiele czasu, bo niecałą godzinę. System ruszył za pierwszą kompilacją kernela, co było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem i spowodowało iż uwierzyłem w swoje możliwości i potęgę sprzętu jaki posiadam… po nocnej instalacji poszedłem spać, by z rana wziąć się za zdalną instalację KDE oraz wszystkich potrzebnych programów. Instalacja zajęła ledwo kilka godzin i całe środowisko graficzne było gotowe do pracy… Zainstalowałem wszystko co potrzebne i po powrocie do domu wykonałem /etc/init.d/xdm start – ruszyło… zalogowałem się i… okazało się, że jak zwykle zapomniałem o dźwięku… zacząłem zatem szukać jaki moduł do kernela muszę skompilować i niemile się zaskoczyłem – otóż nie ma dla mojej karty dźwiękowej sterowników w najnowszym kernelu… a bez dźwięku nie ma co mówić o działającym systemie – bo ani nie pogram, ani nie posłucham muzyki, ani nie oglądnę żadnego filmu… ani z satelity, ani DVD.
Co ja mam teraz począć? Dalej się męczyć z Windows dla którego nie ma jeszcze KMail’a i Amarok’a?